Informacja PAP z kwietnia 2000 r.



Pacjenci występujący o odszkodowania za błędy lekarskie


9.4.Berlin, Paryż, Londyn (PAP) - W Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech pacjenci mogą ubiegać się o odszkodowania za błędy lekarskie, i najczęściej je otrzymują. Liczba osób występujących z podobnymi roszczeniami stale rośnie.

Pacjent w Niemczech, który uważa, że leczący go lekarz lub szpital popełnili błąd, ma do wyboru dwie drogi.

Może dochodzić swoich praw w sądzie, w procesie cywilnym, albo w komisjach rozjemczych przy izbach lekarskich, do których można się zwrócić za zgodą lekarza lub władz szpitala. Postępowanie przed komisją rozjemczą (w jej skład wchodzą lekarze i prawnicy) jest bezpłatne i trwa około roku. W około jednej trzeciej przypadków komisja przyznaje rację pacjentowi. Ocena komisji może być podstawą do wypłacenia odszkodowania przez ubezpieczyciela, u którego ubezpieczony jest lekarz.

W 1997 r. komisje rozpatrywały blisko dziewięć tys. takich spraw. Jak powiedziała PAP rzeczniczka izby lekarskiej w Berlinie, niektórzy pacjenci oskarżają lekarzy - w wypadku niekorzystnej dla nich decyzji komisji - o fałszywą solidarność zawodową i "krycie" kolegów po fachu. "To zrozumiała reakcja psychologiczna" - mówi.

Jeżeli komisja wyda niekorzystną dla pacjenta decyzję, może on wystąpić na drogę sądową. Jednak decydują się na to tylko nieliczni.

W szczególnie spektakularnych przypadkach w śledztwo włącza sie prokuratura. W Essen w zachodnich Niemczech 62 kobiety, które uważały, że bezzasadnie amputowano im piersi, zawiadomiły tamtejszą prokuraturę o popełnieniu przestępstwa. Poszkodowane kobiety zarzucają trzem szpitalom, radiologowi oraz izbie lekarskiej postawienie nieprawidłowej diagnozy. Ich zdaniem ofiarą nieuzasadnionych amputacji mogło paść nawet tysiąc kobiet.

Skandal w Essen wywołał w Niemczech debatę na temat wczesnego diagnozowania chorób. Zwraca się uwagę przede wszystkim na brak kontroli nad lekarzami, decydującymi o amputacji piersi. W Niemczech co roku na raka piersi umiera ok. 20 tys. kobiet.

Sąd w Hanowerze przyznał w ubiegłym miesiącu 8-letniemu chłopcu odszkodowanie w wysokości 500 tys. marek. Sędziowie orzekli, że suma odszkodowania może zostać w przyszłości podwyższona. Zależy to od dalszego rozwoju dziecka.

Po operacji migdałków 4-letni wówczas pacjent dostał krwotoku i zatrzymania pracy serca. Lekarze nie zmierzyli zawartości tlenu we krwi, co spowodowało zmiany w mózgu i spastyczny paraliż. Dziecko nie może ani mówić, ani jeść samodzielnie.

Zdaniem sądu, lekarze dopuścili się poważnego zaniedbania swoich obowiązków. Rodzice domagali się 1 mln marek i zapowiedzieli odwołanie się od wyroku.

We Francji pacjent, chcący uzyskać odszkodowanie, nie musi występować na drogę sądową, choć jest ona najpewniejsza. Do wyboru ma dwie możliwości. Pierwsza z nich polega na zgłoszeniu się do towarzystwa ubezpieczeniowego, w którym jest ubezpieczony jego lekarz. Jeśli towarzystwo ubezpieczeniowe uzna, że poszkodowany ma rację, może mu zaproponować odszkodowanie. Możliwość ta dotyczy jednak tylko lekarzy posiadających własne gabinety, oraz pracujących w prywatnych klinikach.

W razie niekorzystnej decyzji towarzystwa ubezpieczeniowego, pacjent może wystąpić na drogę sądową. W przypadku pacjentów leczonych przez lekarzy prywatnych, sprawą zajmuje się sąd cywilny, natomiast w przypadku pacjentów lekarzy zatrudnionych w placówkach publicznych - sąd administracyjny. W razie przyznania odszkodowania, płaci je towarzystwo ubezpieczeniowe - w przypadku lekarzy prywatnych - albo państwo.

Jeśli przedmiotem skargi jest "nieumyślne zadanie pacjentowi ran", lub "nieumyślne zabójstwo", skarżący może też złożyć pozew karny. Sprawa karna również daje możliwość uzyskania odszkodowania, chyba że oskarżony lekarz jest pracownikiem sektora publicznego - wtedy poszkodowany musi zwrócić się oddzielnie do sądu administracyjnego. Sprawa karna może zostać wszczęta również na wniosek oskarżyciela publicznego.

Osobną grupą poszkodowanych są ludzie, którzy zarazili się chorobami w wyniku transfuzji krwi. Dla tych, którzy zarażeni zostali wirusem HIV, utworzono w 1991 roku specjalny fundusz odszkodowawczy, do którego mogą się zwrócić z pominięciem sądu. Osobom, które zaraziły się w ten sposób innymi chorobami - jak wirusowe zapalenie wątroby typu C - pozostaje droga sądowa. Najczęściej zresztą sąd przyznaje im rację.

W ostatnich latach we Francji nastąpił wzrost ilości skarg dotyczących działalności lekarzy. W roku 1993 przed sądami cywilnymi pierwszej instancji toczyły się 853 postępowania, a od 292 złożono apelację. Pięć lat później, spraw w pierwszej instancji było 1397, a w apelacji - 404. Ze statystyk wynika, że sprawy te toczą się wolniej niż inne - średnio proces trwa dwa lata przed sądem pierwszej instancji w Paryżu, i 2-3 lata w sąddzie apelacyjnym. Mimo to jest stosunkowo dużo apelacji od wyroku pierwszej instancji - skarżący odwołują się w około połowie przypadków.

Szansa na uzyskanie odszkodowania jest stosunkowo duża, zwłaszcza od stycznia tego roku, kiedy to Rada Państwa - najwyższa instancja prawa administracyjnego - przyznała rację pacjentowi, który został częściowo sparaliżowany po badaniu, w czasie którego pękła sonda wprowadzona do tętnicy mózgowej. Mimo że nie było błędu w sztuce, ani w organizacji pracy szpitala, Rada uznała, że szpital ma obowiązek informowania pacjenta o każdym, nawet minimalnym ryzyku związanym z zabiegiem - w tym wypadku z tego obowiązku się nie wywiązał.

Osobną instancją w sprawach przeciwko lekarzom są organa francuskiego Związku Lekarzy. Przynależność do tego związku jest obowiązkowa - na początku stycznia tego roku związek liczył 192 944 członków. W zależności od zarzucanych mu czynów, lekarz może dostać upomnienie lub naganę. Może również zostać zawieszony lub skreślony z listy członków, co jest równoznaczne z zakazem wykonywania zawodu.

W 1998 roku, oddziały regionalne Związku Lekarzy zawiesiły w prawie wykonywania zawodu 433 lekarzy, a 10 skreśliły na stałe z listy członków. W tym samym czasie, rada krajowa - najwyższa instancja Związku - zawiesiła 195 osób, a skreśliła sześć.

W Wielkiej Brytanii pacjenci mają praktycznie jedną możliwość ubiegania się o odszkodowania za błędy lekarskie - na drodze sądowej. W latach 1998-99 z tytułu przegranych spraw sądowych w Anglii i Walii wypłacono poszkodowanym miliard funtów, a ponad dwukrotnie więcej (2,4 mld funtów) w drodze ugody pozasądowej. Jest to więcej niż suma, którą państwowa służba zdrowia otrzymała w tym roku od rządu w postaci dodatkowych funduszy na poprawę jakości usług i zmniejszenie kolejek pacjentów oczekujących na łóżko w szpitalu (2 mld funtów).

Z opublikowanego w środę raportu National Audit Office (brytyjski odpowiednik NIK-u) wynika, że co roku w Anglii i Walii z powodu błędów popełnionych przez szpitale lub lekarzy umiera ok. 40 tys. pacjentów. Co 14. pacjent pada ofiarą błędnej diagnozy lub źle przeprowadzonej operacji. Według raportu tylko nieznaczny odsetek poszkodowanych domaga się zadośćuczynienia w drodze powództwa cywilnoprawnego, ale ta liczba systematycznie rośnie.

Zdaniem prawników specjalizujących się w sprawach dotyczących błędów lekarskich pacjenci stają się bardziej świadomi swoich praw, sądy zasądzają coraz wyższe odszkodowania, a lekarze dawno utracili aurę nieomylności. Tylko w ubiegłym miesiącu brytyjską opinią publiczną wstrząsnęły dwie sprawy - pacjenta, któremu omyłkowo wycięto zdrową nerkę i niejakiego dr Shipmana, który przez wiele lat celowo uśmiercał pacjentki w podeszłym wieku, by zostać wykonawcą ich testamentu i spadkobiercą. Przypadki pacjentów, którzy opuszczają szpital z nieusuniętą igłą, nie należą do rzadkości.

Najczęściej z roszczeniami występują pacjentki wobec oddziałów położniczych, np. jeśli dziecko zostanie uszkodzone w trakcie porodu lub wobec ginekologów, jeśli np. nie przewidzą wrodzonej wady. Na drugim miejscu w tej klasyfikacji są chirurdzy. Rekordowe odszkodowanie w wysokości ośmiu mln funtów przyznano rodzicom dziecka, które wskutek zaniedbań lekarskich urodziło się kaleką.

Lekarze pracujący w szpitalach prywatnych ubezpieczają się na wypadek powództwa pacjentów płacąc bardzo wysokie sumy. Za błędy lekarzy w szpitalach państwowych płaci szpital.

Według polskiej lekarki z renomowanego szpitala stomatologicznego w Londynie, "źle pojęta solidarność lekarzy jest posunięta bardzo daleko, zwłaszcza na szczeblu konsultantów i organizacji lekarskich, a niektórzy lekarze, którzy starali się zwrócić uwagę na niekompetencję swoich kolegów, zapłacili za to karierą".

Lekarka ta powiedziała PAP, że konsekwencją tego stanu rzeczy może być to, że środowisko lekarskie zostanie poddane odgórnej regulacji rządowej, tracąc swój wewnętrzny samorząd.

Podkreśla ona, że wśród pacjentów w W. Brytanii upowszechnia się amerykańska praktyka dochodzenia swych praw przed sądem. (PAP)

lep/ fil/ asw/ bc/ ro/ psk/

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ